Wydarzenia ostatnich dni powodują jakiś bolesny wręcz konflikt poznawczy.

 

 

 

 
Z jednej strony budujące narodowe uniesienie w dniu pierwszej rocznicy smoleńskiej tragedii. Ulice pełne zdeterminowanych i pewnych siebie Polaków żądających wolności, godności i prawdy o tamtym sobotnim poranku. Duma, godność i gniew z powodu zalewu kłamstw, mataczeń i podłości. Wspaniałe słowa Jarosława Kaczyńskiego, smutek po stracie tak wielu tak wielkich Polaków i jednocześnie budząca się determinacja dążenia do odzyskania wolnej Ojczyzny. A do tego te flagi, sztandary, tysiące, tysiące flag. 
 
 
 
Z drugiej strony – nie, żebym traktował obydwa obszary na równi! – podyktowane strachem kłamstwa, oszustwa aż do granicy śmieszności. Jak nie pytać o zdradę po skandalu z kradzieżą tablicy?! Już sam nie wiem, czy bardziej boli podstępna gra rosyjskich władz, czy podłe gierki i tchórzostwo naszych namiestników. 
 
Nikomu z tych zaprzańców nawet do głowy nie przyjdzie, aby zastanowić się, jak boleśnie ranią i tak obolałe serca rodzin ofiar. Żałosny taniec z tablicami pokazał zresztą wyraźnie, że wbrew opinii jednego z członków rodzin ofiar, tragedia katyńska jak najbardziej łączy się istotowo z tragedią sprzed roku. 
 
 
Aż się wierzyć nie chce, że tak szybko znaleźliśmy się w klimacie rodem z PRL-u. Żałosne i małe manewry prezydenta Miasta Warszawy (zakaz handlu zniczami i flagami w dniu rocznicy), brutalny pokaz tchórzliwej siły wobec Ewy Stankiewicz i akcji Solidarnych 2010 oraz dotkliwe pobicie Macieja. Do tego te nieustanne kłamstwa i drwiny. Stasiński w GW przeskakuje rok wstecz i pisze o Lechu Kaczyńskim tak, jakbyśmy znowu znaleźli się w środku najordynarniejszego opluwania Naszego Prezydenta. Idiotyczne bzdury prezydenckiego doradcy Kuźniara o piekle dla Jarosława Kaczyńskiego, czy chociażby podłe słowa Radosława Sikorskiego o samowoli rodzin w związku z umieszczeniem pierwszej tablicy w Smoleńsku. Żałosny kult świętej brzozy w wykonaniu Bronisława Komorowskiego – śmiać się czy płakać. Chyba raczej bać się i przeciwdziałać. W ostatnią sobotę znowu plótł o zdecydowanym marszu w kierunku przyjaźni i pojednania z Putinem. Można by tak bez końca. Już nie wspomnę o bp Pieronku i o kończeniu żałoby postulowanym zgodnie przez mieszkańca Belwederu i kard. Nycza. 
 
Bardzo widać, że system się przestraszył. Nie powinniśmy jednak myśleć, że pozostanie w tym stanie na dłużej. Centra władzy i przekaźników medialnych pracują 24 godziny na dobę. Rok temu zorientowaliśmy się, że przyznanie się do Polskości może kosztować życie. Musimy o tym pamiętać. System nie spocznie na tym i możemy się liczyć z kolejnymi aktami przemocy wobec Narodu. 
 
 
 
Dlatego wszelkie akcje należy omodliwszy głęboko przemyśleć i starać się zachować odpowiedni dystans. A uzyskać go możemy czerpiąc pełnymi garściami ze skarbca słów i treści pozostawionego nam przez Jana Pawła II i ks. Jerzego oraz niezliczoną rzeszę niezłomnych Polaków, od wyklętych żołnierzy po większość członków katyńskiej delegacji. W pamięci miejmy Wielkie Przyjście Polski sprzed roku i te z ostatniej niedzieli, a w naszych działaniach spróbujmy też dotrzeć do tych, którzy boją się Polski i którym zdaje się, że kolejne zakupy i oglądane seriale mogą dać im namiastkę godności i wolności. Gdyby tak mogli dostrzec, że Polskość oznacza dumne rozpostarcie skrzydeł i piękne wspólnym trudem spełnione życie dla wartości wykraczających poza polską doczesność, ale w żadnym razie jej pomniejszających.
 
tekst Jamci
opracowanie Ciri