Nie dziwmy się zapaści infrastrukturalnej państwa. Jeśli już cokolwiek powstało z woli rządu, to są to inwestycje, które zostały uznane za ważne dla sąsiadujących z nami mocarstw – namiestnicy nie są tu po to, aby budować kraj, lecz by go likwidować.
W jednej ze stacji satelitarnych emitowany jest od jakiegoś czasu program amerykański, który, najogólniej rzecz biorąc, najpierw pokazuje mniej lub bardziej dramatyczną historię konkretnej rodziny i przeważnie mizerne warunki lokalowe tejże. Przeważnie są to rodziny wielodzietne i najczęściej rodzice są mimo trudnego losu aktywni na polu działania dla dobra innych. Bardzo często chodzi o rodziny żołnierzy, którzy wracają z misji jako niepełnosprawni.
Otóż prowadzący program dysponuje ekipą wszelkiej maści rzemieślników, którzy są w stanie najpierw zburzyć, a potem w mig postawić nowy piękny dom. Następnie w drugim rzucie zjawiają się traktujący ten cieszący się ogromną popularnością w Stanach program jako swoisty wehikuł reklamowy i urządzają nowo wybudowane domostwo we wszelkie możliwe meble i sprzęty.
W tym czasie dana rodzina wyjeżdża na fundowany pobyt rekreacyjny. W końcu ma miejsce przyjazd rodziny na miejsce starego domu, i zza odjeżdżającego wielkiego autobusu (który ma skutecznie zasłonić nowy dom) rodzina widzi nowy dom. Łzom, radości i wzruszeniu nie ma końca. Niekłamaną radością cieszą się również wszyscy członkowie ekipy budowlanej i monterskiej. Nowy dom jest podziękowaniem i uznaniem dla danej rodziny.
Co ciekawe w trakcie programu, oprócz najczęściej dramatycznej lub poruszającej historii tych ludzi poznajemy ich zainteresowania i gusta i wszystko to jest brane pod uwagę przy planowaniu i urządzaniu nowego domu. O ile się orientuję, a staram się oglądać kolejne odcinki, to jak dotąd występowały w programie rodziny, których nie można zaliczyć ani do szczególnie wykształconych, ani chociażby względnie zamożnych ludzi. Po prostu zwykli i prości Amerykanie, których raczej nie zobaczymy w filmowych produkcjach zza oceanu. Chyba, że jako tamtejszych odpowiedników naszych moherów. Sporo więc słów o patriotyzmie, służbie dla kraju i innych. Codzienne troski i zmartwienia. Dodatkowym podarunkiem dla rodzin są stypendia dla ich dzieci, dzięki którym mogą one mieć szansę albo na rozpoczęcie edukacji, albo na jej kontynuację.
Programy epatują optymizmem, radością i wdzięcznością. Ekipa budowlańców i monterów jest niczym cała chmara aniołów podających pomocną dłoń ludziom w potrzebie. Co ważne zarówno dom jako taki oraz jego wyposażenie w pełni uwzględnia historię rodziny, jej sposób życia i przyzwyczajenia. Radość obdarowanych udziela się oczywiście darczyńcom i jak rzadko kiedy również telewidzom. Czasem coś jest po amerykańsku przesadzone lub przesłodzone, ale zawsze autentyczne i nieudawane. Żadnych narracji i manipulacji.
Dlaczego tyle o tym programie? Z paru ogromnie ważnych dla nas względów. Już spieszę z wyjaśnieniem.
Tytuł cyklu brzmi w oryginale „Extreme Makeover. Home Edition”, co w wolnym przekładzie przetłumaczyć można jako „Ekstremalna przemiana. Dom”.
Pierwsze, co mnie uderzyło, to fakt, iż twórcy programu bez żadnej sztuczności ani wyższości autentycznie pochylają się nad trudnym losem danej rodziny, starają się jak najbardziej nam ją przybliżyć i w ogóle okazują jej szacunek i traktują wszystkich z godnością. Świadomi dramatycznych i przykrych losów tych ludzi, starają się również obdarzyć ich uśmiechem i chociaż na chwilę sprawić, aby zapomnieli o trudach życia. Zarówno sposób opowieści o rodzinie, jak i niełatwy przecież etap zniszczenia poprzedniego domostwa (najczęściej są to stare, wilgotne domostwa, za małe dla większych rodzin) ukazują służebność twórców wobec obdarowywanych.
Poszczególni członkowie mają sporo czasu na wypowiedzi w trakcie programu i owa służebność nigdy nie przesłania głównych bohaterów poszczególnych odcinków. Ktoś się po prostu zatroszczył o tych ludzi, zorganizował wspólną pomoc (zawsze z udziałem miejscowych mieszkańców). Ktoś więc podał im pomocną dłoń przy jednoczesnej całkowitej akceptacji i uznaniu tych ludzi.
Troska, ofiarność, służba, poszanowanie przeszłości (uważne je wysłuchanie) i szacunek dla osób (ich godności).
Teraz zajmijmy się na chwilę samym procesem tytułowej przemiany. Podczas zorganizowanego przez twórców programu pobytu wypoczynkowego (bardzo często pierwszego w życiu z całą rodziną) ekipa rozbiórkowa zabiera się do pracy. Po uprzednim ocaleniu z domu wszelkich pamiątek i rzeczy cennych dla danej rodziny dom ulega bezpardonowej rozbiórce. Szczerze mówiąc, zostaje rozwalony w drobny pył i sam proces demolowania konstrukcji domu jest szczegółowo filmowany i pokazywany wypoczywającej w tym czasie rodzinie. Następnie na teren wkracza ekipa budowlana i w ekspresowym tempie wznoszony jest nowy dom.
Jeszcze parę ważnych słów na temat wyburzania. Frajdę z tej swoistej demolki mają zarówno członkowie ekipy, jak też obserwującej demontaż domu rodziny. Prosta frajda płynąca z rozwałki łączy się z radością pozbywania się starej konstrukcji domu. Usuwana jest więc przestrzeń, w ramach której rodzina przeżyła niejeden dramat. Znika budynek, który z różnych przyczyn był miejscem i zarazem źródłem wielu trudnych chwil w życiu tych ludzi. Łzy nostalgii mieszają się z ulgą na widok szybkiego unicestwienia starego domostwa.
Ważne jest przy tym, że ocalone zostały przedmioty ważne dla rodziny i jej pamiątki oraz wszelkie elementy wyposażenia domu, które rodzina zapragnęła ocalić i przenieść do nowego miejsca.
W sumie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy rodzinom w potrzebie udzielana zostaje pomoc, która stanowi dramatycznie nowy rozdział w ich życiu. Znika miejsca ich dotychczasowych trudów i dramatów. Wynosząc rzeczy dla siebie ważne i cenne przenoszą się oni do nowego i w pełni zgodnie z potrzebami tych ludzi urządzonego domu. Najczęściej dochodzi do tego konkretna pomoc finansowa (zapomogi, stypendia itd.). Pamięta się o dzieciach, ich potrzebach i konieczności ich normalnej edukacji.
Wróćmy na nasze podwórko. Dwie ważne nauki. W przynajmniej paru ostatnich dekadach nie było w Polsce takiej sytuacji, aby rządzący tym krajem w taki sposób podeszli do ludzi, którym przecież tak naprawdę winni służyć. Taki jest źródłosłów rzeczownika minister. Owszem, Polacy pomagają sobie jako mogą i starają się zaradzić tym coraz trudniejszym warunkom życia w Polsce, która od 1939 roku padła łupem mocarstwowych machinacji. Od 1945 roku po dzień dzisiejszy, z małymi wyjątkami, mamy do czynienia z „rządami” ludzi, którzy są tu nie po to, aby pomagać i służyć ludziom, ale po to, aby trzymać ich pod butem ze względu na namiestniczy charakter ich (nie)rządów.
Nie dziwmy się zapaści infrastrukturalnej całości państwa. Jeśli już cokolwiek tu powstało z woli rządu, to są to tylko te inwestycje, które zostały uznane za ważne dla sąsiadujących z nami mocarstw, a i one wychodzą namiestnikom średnio. Dzieje się to z jedynego powodu – namiestnicy nie są tu po to, aby budować kraj, lecz aby go likwidować, podczepiając po obce interesy.
Polacy co najwyżej przeszkadzają, są obiektem drwin i szyderstw. Lży się najświętsze wartości, pamięć o zmarłych i polski mundur. Jak bardzo bolało mnie serce, gdy oglądałem kolejne przejawy troski, pomocy i szacunku, a w pamięci mam cały czas sceny spod Pałacu Prezydenckiego z czasu walki z Krzyżem i Narodem oraz sposób, w jaki poniżane są rodziny ofiar z 10 kwietnia 2010. W tle zaś niekończący się pochód pogardy i nienawiści dla Polskości od czasu wybuchu ostatniej wojny.
Dopóki więc nie zejdziemy się razem i solidarnie nie przeprowadzimy takiej właśnie ekstremalnej przemiany, to żadne sztukowania, kombinacje i modyfikacje nie pomogą. Trzeba wyburzyć stare i przeżarte namiestnictwem i zdradą ramy i samemu zabrać się za odbudowę domu. Potencjał jest i mamy spore szanse na to, aby z czasem wyrwać dom z łap wrogich Polsce, które widzą w niej jedynie miejsce, od którego trzeba uciekać, lub z którego w obliczu nagrabionych dóbr należy wyrzucić Polaków.
Spróbujmy w ramach wyborów.
Linia Polskości wiedzie, jak od wieków, od domu rodzinnego, wiernej modlitwy, pracy i pielęgnowanego pragnienia wolności – w sporej części nie z tej ziemi, ale tę ziemię uszlachetniającej. Połączmy osiem błogosławieństw z historią Polski i twórzmy w naszych domach, po odłączeniu jadu medialnego, namioty spotkań przy stole, z rozmową, troską i nadzieją na POLSKIE jutro. Trwanie przy Polskości wymaga wiernej pielęgnacji i krzątaniny.
A potem przyjdzie czas, gdy za jednym ruchem rozbijemy w pył strach, zdradę i manipulacje i na tym miejscu, prędzej, czy później, odbudujemy dom pamięci, szacunku, pracy i nadziei. Innej drogi nie mamy.
Jamci