Wiadomo powszechnie, że bez Ukrainy i Białorusi Rosja nie będzie mocarstwem i nie będzie zagrażać Polsce. Po prostu będzie państwem przyzwoitej wielkości, o być może sprawnej gospodarce w przyszłości i zmiennych politycznie wektorach. Niestety, obecnie Rosja zwasalizowała Białoruś i zamierza to samo zrobić z Ukrainą. A zaczęła od "naddniestryzacji" autonomicznej republiki Krym i wydzielonego miasta Sewastopola (np. referendum 16.03.2014).

article-2571309-1C0073C400000578-4_634x383[1]

Na Ukrainie właściwie nie ma jednego społeczeństwa ani nawet spójnego wewnętrznie narodu ukraińskiego. Nie oznacza to w żadnym wypadku możliwości rozpadu państwa ukraińskiego (ani nawet jego kantonalizacji). Kraj ten nie podniósł się z zapaści posowieckiej, ma przestarzałą i bardzo energożerną gospodarkę. O ukraińskiej klasie politycznej można mówić tylko językiem Piłsudskiego z czasów wczesnosanacyjnych. Rządy są słabe, chwiejne, klientelistyczne wobec największych grup biznesowych. Największe grupy biznesowe to: doniecka, skupiona wokół Achmetowa, dotychczas licząca się z interesami Moskwy i popierająca Janukowycza, ostatnio jednak orientująca się na Zachód; skupiona wokół Firtasza, wyraźnie zależna od Rosji; prezydencka (Janukowycza), powstała w ostatnich latach, lawirująca między Rosją i Zachodem, jednakże „kupiona” przez Moskwę. Obecnie grupa biznesowa skupiona wokół Janukowycza ulega dekompozycji. Wszystkie grupy oligarchów, także pomniejsze, są dość chwiejne, skonfliktowane ze sobą i obawiające się o swój stan posiadania. Nic dziwnego, skoro ich genezę da się określić w zdaniu: pierwszy miliard dolarów trzeba było ukraść. I nie tylko pierwszy… Gospodarka ukraińska, w którą oligarchowie niewiele inwestują, jest aż tak energochłonna, że Moskale byliby durniami, gdyby nie wykorzystali nie wykorzystali tego faktu do wzięcia za gardła Kijowian.

W interesie narodowym Polski jest wspieranie Ukrainy – czy to w reorientacji na Brukselę, czy dla pozostawania jej „ugrzęzłej pośrodku”. Sprzeczne z naszą racja stanu jest natomiast dążenie Rosji do wasalizacji Ukrainy. Powinniśmy więc wspierać te grupy Ukraińców, które spoglądają ku Zachodowi (nawet nacjonalistów i „Jewro-Majdan”). Niestety, mamy bardzo ograniczone możliwości wsparcia, także z powodu nie najmądrzejszej dyplomacji brukselskiej.

Pozostaje więc budowanie mostów między narodami polskim i ukraińskim, co zapoczątkowali Sława Stećko z Leszkiem Moczulskim, a kontynuowali m.in. Bohdan Osadczuk, Lech Wałęsa, Lech Kaczyński i abp lwowski Mieczysław Mokrzycki. Tu jest też miejsce dla kontaktów prywatnych, wsparcia charytatywnego i wszelkiego innego, skierowanego ku Ukraińcom i Polakom zza Buga. Nie ma natomiast miejsca na jątrzenie pod pozorami dbania o pamięć historyczną – taka „polityka historyczna” jest zbieżna z interesem mocarstwowym Rosji. Oczywiście, pamięć o zbrodniach XX wieku jest niezbędna, badania historyczne i upamiętnianie ofiar konieczne. Jednak trwanie w stuporze konfliktów etnicznych jest anachroniczne i niechrześcijańskie.