Na portalu wPolityce.pl tytuł do materiału z 11 listopada 2011 roku: „Zdjęcia, których telewizje unikały jak ognia…” Następnie pytanie pod zdjęciem przedstawiającym wielkie tłumy Polaków tworzących biało-czerwony Marsz Niepodległości brzmi:

 

 

 

„Kogo rażą tysiące z biało-czerwonymi flagami?” 
 
Dla potrzeb tego tekstu nie będę się rozwodził nad faktem, iż prowokacje tamtego dnia zostały przygotowane odgórnie w obszarze państwowo-policyjnym i objęły również „braterską” pomoc z zagranicy. Elementem wykańczającym całość był „patronat” medialny, i w ten sposób gotowy pokarm trafił do kroplówek poszczególnych mediów. Zyski są wielorakie. Odpowiedni obraz obchodów skierowany do reszty kraju. Zaostrzone przepisy o zgromadzeniach, dalsza medialna pacyfikacja kibiców i – że się tak wyrażę – przywalenie opozycji. Dla władzy poligon przed ewentualnymi niepokojami na przyszłość, a sąsiednie mocarstwa otrzymały – niczym w grudniu 1981 – informację „Damy radę”. 
 
Ale dla tzw. władzy, a przede wszystkim dla nas – Polaków, mam taką oto wiadomość: To nie (musi być) koniec znaczenia wydarzeń z 11 listopada tego roku…
 
Wróćmy na chwilę do cytatów z początku tekstu. Zdjęcia, których telewizje unikają jak ognia i obrazy rażące namiestnictwo. Dla jasności trzeba jeszcze tylko raz, a dobrze stwierdzić, że obecna ekipa w wyniku dokonanego przez siebie wyboru sposobu obecności w obszarze, który kiedyś nazywał się rządzeniem krajem, spokojnie powinna być utożsamiania z mediami. Świeżo zmontowany team medialny premiera chyba najwyraźniej pokazuje to zjawisko. 
 
Poszczególne telewizje są wysięgnikami rządu i tworzą aktualne narracje w zależności od potrzeb. W tym samym czasie (za parawanem bajkopisarstwa medialnego) ma miejsce proces demontażu kraju – 
sprzedaż majątku, destrukcja służby zdrowia, systemu edukacji i obronności, otwarcie granicy z mafijno-zbrojeniowym okręgiem kaliningradzkim i dalsze okradanie Polaków z resztek ich stanu posiadania, ze wskazaniem na emigrację zewnętrzną i wewnętrzną. Dlatego słowo „telewizje” w pierwszym cytacie spokojnie można wymienić na „obecne rządy” – i odwrotnie. Prawda, że wiele mówi taka podmiana…
 
To co telewizje pokazywały w dniu Święta Niepodległości jest też ostateczną nauczką i dowodem na to, że tego rodzaju czynności – czyli prowokacje, manipulacje, kłamstwa, podjudzanie, rozjuszanie, gwałt i zamiar rozbicia i wygrania danej sytuacji – to JEDYNY rodzaj aktywności, jakiego możemy oczekiwać od obecnych rządów. Przypomnijmy sobie dni żałoby po 10.04.2010 lub sceny spod krzyża przed Pałacem Prezydenckim (teraz znowu Namiestnikowskim).
 
Problem wielu z nas polega na tym, że my wciąż myślimy, iż z tamtej strony prowadzone są działania mające na celu lepsze lub gorsze, ale jednak zarządzanie krajem. Owszem, przecież mogą zwalczać opozycję, ale jednak coś robią i pilnują spraw (gospodarka, obrona przed kryzysem). Z małymi wyjątkami tak NIGDY NIE BYŁO od 1945 roku! Im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej dla nas i dla ewentualnych prób odbicia Polski. Ze strony rządzących nic innego nie przyjdzie. To nie jest dla nich ojczyzna jako obszar odpowiedzialności, miłości i troski oraz rzeczowej pracy. To geograficzny teren, na którym w celu czerpania korzyści materialnych i politycznych pod dyktando obcych, mają pilnować zamieszkujących ten obszar ludzi. Nic więcej.
 
W sprawie Marszu Niepodległości musimy rozdzielić bajanie medialne od rzeczywistości. To po pierwsze. W marszu wzięły udział dziesiątki tysięcy ludzi. W dużej części wiele osób długo i systematycznie pracowało na tym, aby doszedł on do skutku i aby w obliczu prowokacji (pamiętajmy, to jedyny rodzaj reakcji rządzących na jakiekolwiek przejawy inicjatyw Polaków – opanować, odpowiednio pokazać, jak trzeba rozbić i efekty wykorzystać w sprawach bieżących i na przyszłość) miał on spokojny i godny przebieg. W dniu 11 listopada 2011 przeszedł więc ulicami stolicy potężny Marsz Niepodległości i sprytnie lawirując wymknął się z obszaru pułapki. 
 
Za przygotowaniem Marszu stoją konkretni ludzie i środowiska z całej Polski. Chodzi teraz o to, aby ludzie ci, wziąwszy na siebie ciężar i wysiłek zorganizowania się i tego marszu, nie odłożyli brzemienia odpowiedzialności po dobrze wykonanym zadaniu zamanifestowania Polskości. Trzeba koniecznie dotrzeć do tych osób i grup, i wspólnie zastanowić się, jak przekuć sukces w ciąg dalszy tego marszu. Jeśli tak wiele osób postanowiło uczestniczyć w Marszu Polski, to teraz trzeba się naradzić, co i jak zrobić, aby nie marnować potencjału uczciwości, patriotyzmu i służebności wobec Polski. 
 
Za oknami widać trudny czas. Niezależnie od tego, czy kryzys jest rzeczywisty czy zmontowany w celu kolejnych mocarstwowych ustawek, Polska nie może zniknąć (a już zaczyna zanikać!). Trzeba się ze sobą skontaktować i rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać. Wybrać odważnych i sprawnych. Niech całe środowiska i rodziny modlą się za nich i za Polskę. Wierzący czy niewierzący – widzimy:  źródłem wartości, na których trzeba budować uczciwy i nasz własny kraj, jest tradycja Polski i dekalog. Przypominać trzeba słowa JP2 i księdza Jerzego. Sięgnąć do pamięci rodzinnej. Czynić wszelkie kroki tak, jakby pierwszymi ich beneficjentami były nasze dzieci. Tu i teraz. To wystarczający filtr dla wszelkich egoizmów i objawów słabości. Trzeba po gospodarsku zabrać się za Polskę. 
 
Zasady są proste. To media stworzyły wrażenie, że prowadzenie spraw kraju jest tak niewyobrażalnie trudne i skomplikowane, że trzeba je oddać „specjalistom”. Co zrobimy, gdy zatka się zlew, albo gdy przyjdzie wymienić kontakt w ścianie? Naprawimy to. Kraj potrzebuje setek tysięcy takich napraw, za każdym razem ze świadomością troski o Polskę i służby dla niej. Jak wyłączymy media, spojrzymy na siebie, pomyślimy trochę i weźmiemy do ręki różaniec, modlitewnik, album rodzinny, to wszystko stanie się jasne. Przecież dobrze wiemy, że nie ma innej drogi, jak wstać i podnieść dom z upadku. To przecież z tego w swoim czasie nastąpi rozliczenie – to też uczynek odpowiedzialnej miłości i troski o kraj, w którym dano nam zamieszkać. Jeśli mimo podłych matactw i prowokacji zorganizowano ten wspaniały marsz, to spokojnie damy radę z naprawą kraju.
 
Może trzeba będzie połączyć siły. Najlepiej, aby siła była w różnorodności. Jak krzyżyka na piersi pilnować trzeba i trzymać się myśli o służbie dla siebie, dla kraju. Tyle z nas dobrego, ile damy sobie nawzajem. Jeśli pojawią się przywódcy, to muszą pamiętać, że ich rola oznacza TYLKO większą odpowiedzialność i służebność. Poklask i żądze prowadzą tylko w stronę katastrofy i upadku. Widzimy to wystarczająco dobitnie. Może więc trzeba prywatnymi kanałami dotrzeć do obecnej opozycji i uwzględnić ją w tym procesie. Może też do innych. 
 
Nie czekajmy na to, aż jakaś partia na tyle się zmieni, że uznamy ją za wartą przewodnictwa. Odwróćmy sytuację. To politycy (tych paru normalnych polityków) muszą się starać dotrzeć do Polaków, którzy już się uformowali i wiedzą, czego chcą. 
 
Przy okazji trzeba porozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim i może pomóc mu, aby przemodelował partię, która zdaje się być cokolwiek podtruta działania agenturalnymi. Piszę tu o wiernej odpowiedzialności – przez Smoleńsk mamy za zadanie zaopiekowanie się panem Jarosławem. Takie wydarzenia są ważnymi znakami. Trzeba być wiernym i nie odrzucać czegoś w połowie drogi. Sami też nie jesteśmy bez skazy. Krzyż tego uczy, ale i pozwala powstać. Jarosław Kaczyński najprawdopodobniej z chęcią skorzystałby z tak zmobilizowanego środowiska ludzi –
odpowiedzialnych, służebnych, fachowych (przecież tacy jesteśmy) i wiernych. 
 
Poza tym pamiętajmy – modlitwa naszych środowisk i nasza do Michała Archanioła, a do tego trzeźwy umysł, rozumność i trzymanie się wartości pomogą w wynajdywaniu i odsiewaniu ludzi, którzy będą chcieli mieszać i skłócać – to mamy jak w banku, stamtąd nic innego nie przyjdzie. 
 
W tych trudnych czasach dziennikarze świadomi tych zadań muszą pomóc w kontaktach, a nie tylko zadawać pytania czy sygnalizować problemy. 
 
Wszelka prawica musi wiedzieć, że nie chodzi o odtworzenie II RP. Czas jednak mija i za oknami widzimy, jak kolejne idee się kompromitują lub ulegają dezaktualizacji. Teraz nie ma już czasu. Trzeba sięgnąć do samego głównego fundamentu. Krzyż, tradycja, troska i praca dla kraju. Służebność i ofiarność. Rzeczowość i miłosierdzie. Codzienna modlitwa, coniedzielna Msza i po kolei sprawy polskie. Edukacja, media, transport, gospodarka, obronność. Nie jak się nazywam, skąd jestem, ale czy chcę oddać siebie i swoje umiejętności Polakom i Polsce. 
 
Zacznijmy jednak od zachowania środowiska ludzi, którzy po 10.04.2010 przyszli pod Pałac Prezydencki, potem przychodzili bronić Krzyża pod nieobecność hierarchów, a teraz utworzyli Marsz Niepodległości. Tę przestrzeń trzeba zapoznać, ogrodzić i w jej ramach się poruszać – na wszelkich poziomach życia w kraju.
 
Kogo jak ogień to razi? Ano tych, którzy wiedząc o potężnym marszu (medialny przekaz był przeznaczony dla odbiorców po drugiej stronie ekranu i dla odbiorców zagranicą) wpadli w szał i przerażenie. W postaci Marszu (czytaj Polaków) nagle zmaterializowała się ta Polska, której podeptanie i eliminację postanowiono jeszcze przed wojną w paru stolicach. Ta Polska, nad zniszczeniem której tyle się napracowali, tyle nakłamali, namordowali i nastraszyli. Katyń, mordy w lasach i więzieniach, czas powojenny aż po Smoleńsk. To tyle tego całodobowego wysiłku tysięcy medialnych pałkarzy i nadzorców – na nic!? A oni, ot jak gdyby nigdy nic, idą sobie spokojnie ulicami z tymi cholernymi flagami, krzyżami i jeszcze się uśmiechają. Okradamy ich, zabieramy kraj, wszystko oddajemy obcym, a ci ciągle swoje!? 
 
Przed każdą rozmową i przed każdym naradzaniem się nad sprawami Polski róbmy znak krzyża. Przed każdym działaniem poprośmy o błogosławieństwo. Będą się tego bać jak diabeł święconej wody, jak krętacz i zdrajca zawsze bał się i boi się Polski. To dlatego telewizje/rządy unikały jak ognia zdjęć rzeczywistego Marszu. Rzeczywistej Polski. Tak trzymać. Teraz uczynić trzeba wiele, aby Marsz ten kroczył dalej. Niebo to widzi i pomoże. Odwagi! Bóg, Honor i Ojczyzna. Rodzina, parafia, miejsce zamieszkania, a zaraz potem fachowość, rozumność i troska… i języki obce.
 
Śpieszmy się ratować Polskę.

Jamci