Pierwszy grudnia to Światowy Dzień AIDS, który ma nam przypomniec o, trwającej już trzy dekady, pandemii HIV/AIDS.

 

 

Wiadomo, że zmarło już ponad 25 milionów ludzi. Kikadziesiąt milionów jest nosicielami wirusa HIV. Dokładnych danych nie znamy.

Walec drogowy toczy się wolno lecz nieubłaganie. Podobnie jest i z tą pandemią. Od zarażenia do wystąpienia pierwszych objawów mija statystycznie kilka lat. W porównaniu z chorobami takimi jak grypa – to wolno. Stąd też pewnie bierze się powszechne lekceważenie zagrożenia. Tymczasem są już kraje (szczególnie w Afryce), gdzie zarażonych jest kilkanaście, a nawet trzydzieści procent populacji.

Chorobę wywołuje retrowirus oparty na podwójnej nici RNA, wkradający się do jądra komórki i wbudowujący w jej DNA, w procesie zwanym odwrotną transkrypcją. Nie mutuje więc tak szybko jak grypa. Szacuje się, że pierwsze szczepy HIV dostały się do ludzkiego organizmu około roku 1945. Szczepy wywołujące AIDS pojawiły się w latach siedemdziesiątych.

W Polsce panuje klimat powszechnej beztroski. Łatwo zauważyć, że nasze dane statystyczne pochodzą jeszcze z lat dziewięćdziesiątych zeszłego stulecia.

Przypomnijmy sobie popularnego, niedawno w warszawskich kręgach postępowych, Simona Mola.

Milczą media głównego nurtu. Próba zabrania głosu na forum internetowym wywołuje częstokroć nieprzychylną reakcję współuczestników. Można dostać epitet „radiomaryjca”, albo i gorzej …

Szczególną irytację wywołuje przypomnienie faktu iż powszechnie używana prezerwatywa nie chroni, lecz jedynie zmniejsza prawdopodobieństwo zarażenia. Co zresztą można wyczytać na opakowaniu.

Proszę też zwrócić uwagę na ogłoszenia, tak zwane „towarzyskie”. Towarzyszki oferują swoją usługę „bez”, na ogół za drobną dopłatą … Parę lat temu udało się, pewnej organizacji pozarządowej,  zrobić testy grupie tirówek – co trzecia miała wynik pozytywny. 

Innym, częstokroć spotykanym podejściem jest: „mnie to nie dotyczy”.

Otóż jest to podejście błędne. Chorzy stają się wylęgarnią zarazków, w tym bakterii i grzybów, z którymi ich organizm nie daje sobie rady … Nie unikniemy ich, choćby w autobusie czy też supermarkecie.

A co będzie gdy liczba zarażonych przekroczy parę procent ?

Skąd weźmie się środki na leczenie tej rosnącej i zdesperowanej grupy społecznej ? Wątpie aby siedzieli cicho, jeśli zamkniemy im drzwi. A tymczasem koszt leczenia wynosi około 1000 EUR miesięcznie.

 

Zapraszam do dyskusji.