Ciarki przechodzą, gdy mijam to miejsce. 

Jeden z najbardziej skotłowanych punktów w Warszawie, środek Dworca Centralnego, niedaleko bramy do Złotych Tarasów.
 
Dla wygody podróżnych postawiano automatyczne przechowalnie bagażu.
Otwierasz, wkładasz co chcesz (i kiedy chcesz), wrzucasz monetę i spokój … w dodatku dyskretnie.
 
Zirytowany, bezskutecznie poszukiwałem kiedyś podobnego przybytku w Los Angeles. Nawet skrzynka pocztowa była pół mili od lotniska. For security reason – wyjaśniali.
 
Owszem, w TV pokazywali 11 września 2001, póżniej Madryt, Londyn … naszych żołnierzy w Iraku i Afganistanie. Ale przecież to wszystko tak daleko stąd.
 
Na miejscu terrorystów byłbym wdzięczny administratorom dworca za "prezent" i skwapliwie zeń skorzystał.
W pojedynczej szafce spokojnie można zmieścić 50 a nawet 100 kg trotylu.
Przyjdzie kilka zmęczonych osób, powkładają swoje ciężkie plecaki … odejdą spokojnym krokiem, może nawet kupią pożegnalny kebab, wsiadą do autobusu 175 (który zawozi prosto na lotnisko). 
Po kilkunastu godzinach znajdą się gdzieś na drugim końcu Świata.
 
A tymczasem fala uderzeniowa dokona masakry ludzi na dworcu, hali głównej, peronach, poziomie -1 i zerowym Złotych Tarasów … Trzycyfrowa liczba ofiar.
 
Niestety, mam trochę wyobraźni 🙁
 
Na zdjęciu poniżej SADM. Walizkowa bomba atomowa do celów sabotażu na tyłach frontu, konstrukcja amerykańska sprzed pół wieku.
 
 
Pomierzyłem miarką wnęki tej przechowalni bagażu – zmieści się. 
Późniejsze konstrukcje chyba były poręczniejsze. Nie wiem jak z radzieckimi i chińskimi. Azjaci mają smykałkę do miniaturyzacji.
Moc 1 kilotony wystarczy by zmienić centrum Warszawy w radioaktywne zgliszcza … lokalizacja niemal idealna.
 
 
P.S. tak, to czarny scenariusz, ku przestrodze dla niefrasobliwych.