Działania PKW są ostatnio coraz bardziej kontrowersyjne. Warto więc zastanowić się, jaka przypadła jej rola w wyborach – czy rzeczywiście wypełniła swój statutowy obowiązek dopilnowania bezstronności i rzetelności wyborów?
Czy też może na ten wynik próbowała wpłynąć stosując niedozwolone prawem sztuczki formalne?
Przypomnijmy sobie rozwój wypadków.
Na skutek przejścia na emeryturę po ukończeniu 70-ciu lat dotychczasowego przewodniczącego, znanego z rzetelności Ferdynada Rymarza, z dniem 31 marca 2010 r. PKW dokonała wyboru na stanowisko nowego przewodniczącego sędziego Stefana Jana Jaworskiego.
Pierwszym pokrzywdzonym przez PKW od powołania nowego przewodniczącego został śp. Andrzej Lepper, lider Samoobrony, kandydujący na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Tajemnicą pozostaje, czym kierowała się Komisja, podejmując dnia 10 maja 2010 r. uchwałę (znak ZPOW-650-3/10) postanawiającą odmówić rejestracji kandydata Andrzeja Zbigniewa Leppera – i kto miał w PKW decydujący wpływ na jej podjęcie. Decyzja ta ogłoszona została we wszystkich ogólnopolskich mediach i miała zdecydowanie negatywny wpływ na kampanię wyborczą kandydata. Niezależnie od tego, czy Prezes Samoobrony był moim faworytem, czy nie – uważam, że prawo nie powinno być naginane dla celów politycznych.
Kolejną sytuacją budzącą wątpliwość było wyłożenie nowych, czystych list wyborców. W związku ze stwierdzonymi w pierwszej turze wyborów manipulacjami i "cudami nad urną", kilkanaście inicjatyw społecznych wystosowało do przewodniczącego PKW żądanie wyjaśnienia w sprawie list wyborczych, które wyłożono w Komisjach Wyborczych w dniu 4 lipca 2010, w drugiej turze Wyborów Prezydenckich.
Pytanie brzmiało: kto i dlaczego podjął decyzję o wyłożeniu nowych list, które uniemożliwiają wyborcom stwierdzenie zgodności ze stanem faktycznym i swoim podpisem w pierwszej turze głosowania.
Wiele osób miało wątpliwości, że w przypadku wyłożenia starych list z podpisami z poprzedniej tury, okazać by się mogło, że wyniki pierwszego głosowania nie zgadzają się z oddanymi głosami. Ciekawe, czy znalazłbym swój podpis na starej liście? A co by było, jeżeli okazałoby się, że na przykład nie głosowałem? Drobne uchybienie?
Po co komu takie wątpliwości?
Pamiętamy wszyscy historię tysięcy kart z pierwszej i drugiej tury Wyborów Prezydenckich, znalezionych na wysypisku śmieci we Włocławku. Zgodnie z polskim prawem, po 30 dniach od ogłoszenia przez Sąd Najwyższy ważności wyborów, policzone karty powinny zostać zniszczone przez lokalną delegaturę Krajowego Biura Wyborczego – w tym wypadku w Bydgoszczy. Szokuje zatem fakt, że karty nie tylko nie zostały zniszczone, ale że z Bydgoszczy przewieziono je do Włocławka, choć oba miasta dzieli ok. 100 km. Znowu drobne niedopatrzenie? Śmiem wątpić.
Podczas wyborów samorządowych 2010 zaobserwować mogliśmy kolejne nieprawidłowości. II turę wyborów na prezydenta Wałbrzycha oraz wybory do rady miasta w okręgu nr 5, Sąd Okręgowy w Świdnicy unieważnił i zdecydował się wygasić pięciu radnym, w tym Prezydentowi Wałbrzycha. Mimo protestów wyborców, PKW nie dopatrzyła się uchybień. Uchybienia za to stwierdził sąd. Wszystko w porządku?
Za wszystkie te niedociągnięcia ani urzędnicy PKW, ani jej przewodniczący nie ponieśli żadnych konsekwencji służbowych. Mam nieodparte wrażenie, że Komisja zachęcona bezczynnością organów nadzoru powzięła mniemanie, że wszelkiego rodzaju manipulacje ujdą jej bezkarnie. Hulaj dusza, piekła nie ma!
Wreszcie nadchodzą wybory do Sejmu. Wybory niezwykle ważne, prowadzone w atmosferze wielkiego napięcia. Można by się spodziewać, że przewodniczący Jaworski dołoży wszelkich starań, by tym razem wszystko odbyło się w jak najlepszym porządku. Niestety – praca PKW ulega dalszemu pogorszeniu. Urzędnicy państwowi wykazują niebywałą wręcz arogancję, dopuszczając się nierównego traktowania zgłoszeń kandydatów, odmowy rejestracji Komitetów Wyborczych na podstawie wydumanych uchybień proceduralnych. Ma miejsce odbieranie równego dostępu do wyborów.
Wszystko to zakrawa na farsę i jawne lekceważenie wyborców, z naruszaniem podstawowych zasad demokracji i Konstytucji. Nowy przewodniczący na dobre wprowadził nowe standardy.
W konsekwencji nastąpiła fala zgłoszeń o nieprawidłowościach oraz podejrzeniach popełnienia przestępstwa dokonanych przez PKW!
Ważność wyborów jest poważnie zagrożona. Następuje kryzys zaufania w stosunku do instytucji państwowej, która powinna być wzorem praworządności, stać na straży demokracji, pozostawać poza wszelkimi podejrzeniami. Na jaw wychodzi cwaniactwo i małe manipulacje, które ośmieszają autorytet Państwa Polskiego. Wstyd! Takie postępy i osiągnięcia w pracy ma nowy przewodniczący. Wydawać by się mogło, że pracował na nie długo. Otóż nie – od jego powołania minął zaledwie rok i 7 miesięcy.
Jak na tak krótki czas panowania, zaiste efekty godne odnotowania.
Trzeba zdawać sobie sprawę, że jeden dzień wyborów kosztuje prawie 100 milionów zł (informacja podana przed wyborami przez komisarza PKW, Kazimierza Czaplickiego). Koszty te są pokrywane z budżetu państwa. Niefrasobliwe traktowanie przepisów Kodeksu wyborczego przez przewodniczącego PKW i jego urzędników naraża nas – podatników – na konieczność pokrycia kosztów ponownych wyborów. Czy stać nas na to?
Czy Przewodniczący PKW poniesie jakąkolwiek odpowiedzialność finansową za niezwykle nieodpowiedzialne decyzje i złą pracę swojego urzędu?
Jak długo będziemy jeszcze ponosić konsekwencje niewłaściwej pracy organów państwa?
Czy można się spodziewać równie „dobrej” pracy PKW w przyszłości? Przecież zapewne wybory trzeba będzie powtórzyć. Oby nie pod zarządem obecnego przewodniczącego PKW!
Dębowy Młynek