Jasno widać, jak sprawnie działa system, który najpierw każe zamordować dla przykładu wielu ludzi, a następnie uniemożliwia rozliczenie najpierw nagradzanych, a potem pewnych siebie do dnia dzisiejszego sprawców.

 

 

 

 
Pisząc ostatni tekst na temat porównania 13 grudnia 1981 roku z czasem obecnym i wskazując na to, że dzień dzisiejszy Polski jest pod wieloma względami wypadkową tamtych wydarzeń, miałem oczywiście chwilami wątpliwości, czy aby jednak nie posuwam się za daleko. Podyktowane one były oczywiście instynktowną obroną przed refleksjami, które, co by nie mówić, kwestionowały wszelkie, nawet jeśli marne, osiągnięcia Polski w okresie od 1989 roku. Po obejrzeniu programu Jana Pospieszalskiego „Bliżej” (8 grudnia, 22:30 TVP Info) mogę jednak, niestety, stwierdzić, że rzeczywistość przekroczyła moje najdalej idące wnioski.
 
Potwierdziły się tezy zawarte w moim ostatnim tekście („Dwa trzynaste grudnie”), mówiące o tym, że cały, gigantycznych rozmiarów, temat zbrodni komunistycznych z tamtego (i wcześniejszego) okresu i ich nadzwyczaj destrukcyjnego wpływu na całokształt bytowania Polaków, w ogóle nie został ani rozliczony, ani nawet kompleksowo nazwany. Oczywistym jest, że bezpośrednio i organicznie z tymi wydarzeniami związany jest zarówno tzw. okrągły stół, kształt „przemian”, jak i skonstruowana na tej podstawie istniejąca do dnia dzisiejszego III Rzeczypospolita. 
 
Na przykładzie zaprezentowanych w programie „Bliżej” wypowiedzi pani Janiny Stawisińskiej, śp. matki zamordowanego górnika Jana Stawisińskiego i świadków masakry w kopalni „Wujek” jasno widać, jak sprawnie działa system, który najpierw każe zamordować dla przykładu wielu ludzi, a następnie uniemożliwia rozliczenie najpierw nagradzanych, a potem pewnych siebie do dnia dzisiejszego sprawców. Przy czym obowiązuje zbudowany na krwi Polaków kult ludzi honoru, czyli osób odpowiedzialnych za niekończącą się procesję polskich cierpień.
   
Nadal znajdujemy się na terenie wyznaczonym przez ustawienie tamtych wajch. Mało tego, scenografią tą rządzą w dużym stopniu nadal ówcześni wajchowi, względnie namaszczeni przez nich następcy. W sumie powstaje więc obraz przedstawiający organiczną ciągłość trwającego z niewielkimi przerwami od 1945 roku procesu nadzorowania Polaków.
 
Program Pospieszalskiego dołożył jednak jedną, bardzo istotną cegiełkę do tego obrazu zniewolenia. Z przerażeniem ujrzeliśmy w pełnej ohydzie i zbrodniczości ważny element nadbudowy tamtych wydarzeń, a więc i znaczącą część fundamentów dzisiejszej rzeczywistości. Okazało się, że jak najbardziej istniała (i zapewne nadal istnieje, wszak wielu tego typu ludzi nadal zajmuje strategiczne stanowiska na wszelkich poziomach władzy i zarządzania w kraju) linia łącząca opisywaną wcześniej postawę np. generała Jaruzelskiego, który prosił Rosjan o interwencję obawiając się o swoją pozycję i o władzę komunistów w PRL, z postawą ludzi, którzy w obszarze opozycji realizowali zadania polegające na doradztwie opartym na uzyskiwanych przez siebie informacjach.
 
Otóż, odważę się więc na postawienie obok siebie generała Jaruzelskiego i opozycjonisty, Bronisława Geremka, jednego z ówczesnych doradców „Solidarności”. Zaprezentowana w programie relacja dotycząca słów Geremka skierowanych do tow. Cioska, ministra ds. współpracy ze związkami zawodowymi z ramienia PZPR (pochodzące z szyfrogramu ambasadora NRD w Warszawie do kierownictwa NRD i wymienione w filmie dokumentalnym Grzegorza Brauna „Towarzysz generał idzie na wojnę”) może – jak się okazuje – z powodzeniem zostać odniesiona do obydwu panów, do czołowego człowieka honoru oraz – o zgrozo – do jednego z czołowych opozycjonistów:
 
Jaruzelski/Geremek oświadczył, że dalsza pokojowa koegzystencja pomiędzy "Solidarnością" w obecnej formie, a socjalizmem realnym jest już niemożliwa. Konfrontacja siłowa nieuchronna. Wybory do rad narodowych muszą zostać przesunięte. Aparat "Solidarności" musi zostać zlikwidowany przez państwowe organy władzy. Po siłowej konfrontacji „Solidarność” mogłaby na nowo powstać, ale jako rzeczywisty związek zawodowy bez Matki Boskiej w klapie, bez programu gdańskiego, bez politycznego oblicza i bez ambicji sięgnięcia po władzę. Być może – kontynuował Jaruzelski/Geremek – tak umiarkowane siły jak Wałęsa mogłyby zostać zachowane. Po konfrontacji nowa władza państwowa mogłaby w innej sytuacji politycznej kontynuować pewne procesy demokratyzacyjne.
 
Prawda, jak „ślicznie” i przerażająco pasuje. Aż mi się słabo robi, jak sobie pomyślę w tej chwili o śp. Annie Walentynowicz i innym „niewłaściwych” działaczach „Solidarności”. Zarówno Geremek (jak i wiadomi nam jemu podobni), jak i Jaruzelski, pędzą do swoich przełożonych i zgłaszają im własne uwagi, sugestie, i proponują zakres i sposoby rozwiązania problemu. Ot, po prostu, taki naturalny ciąg rzeczy. 
 
Sprawstwo zza biurka i sprawstwo faktyczne podają sobie dłonie w walce z tym niemożliwym narodem, przy czym na podobieństwo planów „rewolucji” snutych, gdzieś w szwajcarskim zaciszu, przez niejakiego Lenina, tak naprawdę nie wiadomo, które z tych rodzajów sprawstwa jest gorsze. Zawiązana została swojego rodzaju spółka z nieograniczoną nieodpowiedzialnością składająca się z dostarczycieli założeń teoretycznych, doradców i specjalistów ds. PR i manipulacji, oraz z faktycznych wykonawców rozwiązań kolejnych problemów, stwarzanych przez elementy będące zawadą na drodze „postępu” i realizacji projektów inżynierii społeczno-ekonomicznych rodem z miejsca przeciwnego Niebu.
 
Na koniec warto zauważyć, że w dalszym ciągu w najlepsze funkcjonuje (a jakżeby inaczej, skoro nie zerwana została „dialektyczna” ciągłość nadzoru Polski, tym razem przedstawiana jako niekwestionowalna racja stanu) mechanizm, polegający na potajemnym spotykaniu się kolejnych rządzących z różnymi przedstawicielami stosownych obcych służb oraz wątek kolędowania po obcych stolicach, sugerowanie kolejnych rozwiązań kolejnych problemów, jakie stwarza ten niemożliwy naród i niektórzy jego liderzy. 
 
Słynna gruba kreska miała więc i nadal ma uniemożliwić Polakom sprawiedliwe rozliczenie przeszłości, które jest niezbędne do naprawy kraju po okresie komunistycznego zniewolenia, natomiast na przykładzie postępowania „ludzi honoru” i ich działających w ramach opozycji doradców widać, że w niezakłócony sposób działa w najlepsze inna kreska, a właściwie czerwona krwią ofiar linia, biegnąca od zamierzchłych czasów rewolucji bolszewickiej (czyli skoku na bank najpierw carskiej Rosji, a następnie Europy i świata) aż po dzień dzisiejszy. Linia, której zadanie polegało zawsze na uzasadnianiu i umożliwianiu realizacji „dialektycznych procesów dziejowych” i kolejnych racji stanu.
 
Jeśli chcemy jako naród powstać z kolan, zerwać z siebie kombinezon medialnego fałszowania rzeczywistości i nawiązać zerwaną po 1945 ciągłość cywilizacyjną Polski, to przewód ów należy zdecydowanych ruchem przeciąć. Jesteśmy wielkim i wspaniałym narodem, który musi jedynie wybudzić się z zaaplikowanej nam narkozy. Nie jest to łatwe z wielu powodów, jak chociażby ze względu na wtłoczenie Polaków w kierat ciężkiej i marnie opłacanej pracy, w większości przypadków nieuchronnego spętania kredytami, perfekcyjnie działającej kroplówki medialnej i wycofania się wielu ludzi Kościoła (rezultat odstraszającego mordu na ks. Jerzym i odwiecznego problemu sojuszu ołtarza z tronem) z obszaru wspierania dążeń wolnościowych w oparciu o treści ewangeliczne, w ramach wycofania wiary z treści patriotycznych (echo wskazania wiernym przez komunistów i postkomunistów, a teraz wszelkiej maści liberałów miejsca praktykowania wiary jedynie w kościelnej kruchcie, po oddzieleniu jej od treści patriotycznych). Wspomniana czerwona linia zdaje się więc przebiegać również przez wiele obszarów polskiego Kościoła. Wszystko do czasu. Musimy trwać wiernie i systematycznie pracować nad odzyskiwaniem kolejnych obszarów, sparaliżowanych do tej pory przez „obiektywne okoliczności dziejowe”.
 
PS: Z punktu widzenia wiary zaś boję się pomyśleć, ile może ważyć jedna jedyna łza pani Janiny Stawisińskiej (i niepoliczonej rzeszy matek i ojców tych, którzy musieli zostać zlikwidowani przez państwowe organy władzy w obliczu nieuchronnej konfrontacji siłowej) w nieuchronnie zbliżającym się czasie Bożego oglądu całości życia ludzkiego po przekroczeniu progu śmierci.
 
Jamci